7 grudnia 2018

Recenzja kompletów od Warsaw Dog

Dziś przychodzę do Was z recenzją dwóch kompletów od Warsaw Dog. Oba zestawy składają się z obroży i smyczy, jednak różnią się wzorami, a obroże typami zapięć. Ze względu na popularność firmy chyba nie muszę jej przedstawiać 😉 Kiedy po raz pierwszy chciałam zamówić obroże nie umiałam się zdecydować. Na stronie jest ogromny wybór wzorów, więc każdy znajdzie coś dla siebie.

Zaczynając od przedstawienia produktów, posiadam obroże 25 mm na zatrzask we wzorze „Shine in lime”, a do kompletu smycz miejską 180 cm i obroże 35 mm martingale we wzorze „Shake” wraz ze smyczą miejską 180 cm.


Obroże na zatrzask mam od czerwca 2017, a pozostałe rzeczy od końcówki czerwca 2018 roku. Jak pisałam w Psiej Szafie, zielona obróżką nie była bardzo używana, ponieważ przeszkadzała mi jej szerokość. Mimo to kilka razy była z nami nad jeziorem, w lesie, na wyjeździe za miasto i na zwykłych spacerkach. Po roku wygląda jak nowa. Drugie życie dostała, kiedy dokupiłam smycz do kompletu. Dzięki niej mogę przeżyć jej szerokość. Szczerze mówiąc, kiedy ponad rok temu odpakowałam paczkę, zwróciłam uwagę na dość licho wyglądające kółeczko do przypięcia smyczy. Na szczęście moje obawy były zbędne, bo wytrzymało dość dużą siłę, czyli ciągnącą Daisy, kiedy dzik wyskoczył nam na ścieżce w lesie. Daisy pociągła, że ledwo ją utrzymałam, a D-ring przeżył bez najmniejszego uszczerbku. Zatrzask jest z firmy Duraflex, więc o niego się nie martwiłam, bo większość moich rzeczy jest wyposażone w taki zatrzask. Fajne jest to , że na nim jest nadrukowane logo firmy, które mi się kompletnie nie zdziera. Smycz ma bardzo solidny karabińczyk, sprężyna super chodzi.




























W zestawie „Shake” zakochałam się, kiedy Łorsoł dogi dodali jego pierwsze zdjęcie. Zamówiłam go w dzień, kiedy pojawił się na stronie razem z wyżej wymienioną smyczą. Wiedziałam, że te jasne kolory nie będą nam służyć długo i tak też się stało, bo komplet był prany już kilka razy (w porównaniu zielona smyczka może z dwa razy). Obroża ma 35 mm, więc jej okucia wyglądają o wiele porządniej. Pętla bardzo fajnie działa, czasem można użyć jej jako rączkę. Taśma super układa się na szyi psa.
 




















Z informacji ogólnych powiem, że smycze nie palą rąk. Sama się o to bałam, bo nieraz słyszałam o nich takie opinie, jednakże mi się to nigdy nie zdarzyło. Taśmy są bardzo miękkie i dobrze leżą w dłoni. Smycze miejskie dla dużych psów posiadają przy karabińczyku pętlę, dzięki której można psa przytrzymać bliżej, zaś dla mniejszych psów pętla jest wyżej żeby nie trzeba było się schylać. Ja bardzo często z niej korzystam, jednak „odklejenie” taśm od siebie chwile zajmuje. Ten model smyczy  ma też przy rączce kółeczko, dzięki której można smycz przewiesić przez ramię, kiedy pies jest spuszczony. Z tego równie często korzystam, bo smycz nie zwisa, nie przeszkadza, a co najważniejsze jest pod ręką. Co do obroży to mimo śliskiej taśmy, podczas pływania nic się nie rozregulowuje. Taśmy szybko wysychają i nie farbują. Dobrze się dopierają, a okucia nie odpryskują przy tym (piorę je w pralce na 30 stopni w woreczku na bieliznę) Adresówki kupiłam puste, ale wpadłam na dość Grażynkowy pomysł, czyli numer telefonu napisałam na niej korektorem 😂 I wiecie co? wszystko od roku się trzyma. Nic nie zeszło pomimo prania, pływania itd. Same adresówki są bardzo dobrej jakości, nic się nie obdziera, nic nie dzwoni bo są wykonane z aluminium.
Na szelki tej firmy namówiłam moją sąsiadkę, która wzięła adresówki z grawerem i zmieściło się na niej imię psa i dwa numery telefonu. Z tego co widze szelki są używane codziennie. Pierwsza obroża przyszła mi wraz z personalizowanym listem, dwoma naklejkami i przypinką Psijaciel firmy Łapeczkowo, którą mam doczepioną do nerki treningowej. Zaś w drugiej przesyłce dołączone były tylko naklejki no i oczywiście w tej i poprzedniej ulotki i metki.



Komplety używamy bardzo często na krótkie spacery, długie wycieczki po lasach, na wakacjach, a ostatnio na Psim Targiem w Katowicach. Przez to wszystko akcesoria szybko stają się brudne, ale taśma i okucia są jak nowe!


Plusy:
- duży wybór wzorów
- łatwy kontakt i szybka wysyłka
- ładnie zapakowane produkty, często dodawany list, naklejki i jakiś prezent
- mocne okucia, nie odpryskują zbyt szybko (najtrwalszy lakier jaki kiedykolwiek miałam)
- miłe w dotyku taśmy, nie palą w ręce
- dodatkowa pętla do trzymania psa blisko siebie
- kółko przy rączce
- adresówki gratis (bez graweru)
- osobne miejsce na adresówkę

Minusy:
- jasne kolory szybko się brudzą


Jak widać wad jest bardzo mało i dość długo ich szukałam. Oba zestawy są tak piękne, że nie wiem który bardziej mi się podoba. Oprócz pięknego wyglądu akcesoria Warsaw Dog są także bardzo wytrzymałe. Z pewnością to nie moje ostatnie zakupy u tej firmy.
Macie akcesoria Warsaw Dog w swojej psiej szafie? Piszcie jak się sprawdzają! A może się zastanawiacie? Z czystym sumieniem mogę polecić firmę każdemu.

Pozdrawiamy N&D&D

24 listopada 2018

Zdrowotna przerwa

Długo zastanawiałam się czy pisac ten post, ale przecież blog to nasz pamiętnik i warto tutaj wspomnieć o tym. Po drugie nie wszyscy z Was wiedzą o ostatnich problemach zdrowotnych Daisy. Wspominałam o tym na instagramie, ale tutaj chciałabym opisać to dokładniej.


Wszystko zaczęło się po powrocie z wakacji, kiedy mój tata głaszcząc Daisy, zauważył przy jej sutku guzka czy coś w tym rodzaju. Na początku myśleliśmy, że to tłuszczak, był pod skórą, dość miękki i rozlewający się. W żaden sposób nie bolał Daisy. Zaczęłam szukać w internecie co to może być. Wyskoczył mi na ekranie „rak gruczołu mlekowego”. Wiadomo jak to w sieci, nic nie można brać na poważnie i zbytnio się tym nie przejęłam. Po niedługim czasie pojechaliśmy do weterynarza, który po bardzo szybkim czasie wydał diagnozę. Jednak zgrubienie pod skórą okazało się rzeczywiście nowotworem gruczołu mlekowego, na całe szczęście nie złośliwym. Po weekendzie mieliśmy przyjechać  na wycięcie guza, częściową mastektomię i kastrację. No i 01.10 zjawilismy się w gabinecie na zabieg. Panie weterynarki okazały się bardzo miłe. Kiedy razem z tatą mieliśmy zostawić Daisy w przychodni, panie zaczęły przytulać sukę i mówiły jej że pójdą zobaczyć kotki :D Po długich sześciu godzinach w końcu dostaliśmy telefon, że możemy przyjechać po Daisy. Była bardzo słaba, chodziła po gabinecie z innymi psami i kotami. Została wykonana jej kastracja, mastektomia jednego sutka, wycięcie guza i przy okazji przepukliny, którą suka miała od małego, nie była groźna ale też nie potrzebna.


Po powrocie do domu, Daisy nie chciała położyć się na podłodze na kocach, wiec weszła na lóżko. I o to jej chodziło, od razu położyła się na mojej poduszce i zasnęła. Niedługo później zaczęła się trząść z zimna, więc została przykryta kocykiem. Diesel był cały czas zainteresowany zapachami jakimi suka przyniosła ze sobą.


Na drugi dzień pojechaliśmy na zastrzyki przeciwbólowe i po nich Daisy poczuła się o wiele lepiej. Na spacerze się ożywiła i witała z mijanymi psimi kolegami. Potem codziennie lub co dwa dni jeździliśmy na zastrzyki. Rana dobrze się goiła, Daisy dobrze się czuła, wszystko było w porządku. Do czasu, aż nie zaczęła lizać przez kubrak rany. Wtedy pojawiło się krwawienie i ropienie, więc dostała kołnierz, który bardzo jej pomógł. Daisy wyglądała w nim komicznie i każdy się za nią obracał. Na szczęście miała go tylko jeden dzień, tak go nie lubiła, że już jej w ogóle nie ciągnęło do lizania rany. Kolejny problem to rozrywające się ubranko, które zaczęło pruć się już po czwartym dniu. Po dwóch tygodniach nie miało już rękawa i nie zakrywało całej klatki piersiowej. Na szczęście przykrywało owe rany.


Po tygodniu od ropienia rany wszystko się ładnie zagoiło i można było zdjąć szwy. Od tego dnia Daisy bardzo ożyła, chciała się bawić, biegać, wykonywać moje polecenia. Powoli zaczełyśmy wracać do normalnego trybu życia. Stopniowo chodziłyśmy na dłuższe spacerki i treningi, a teraz po prawie dwóch miesiącach wszystko wróciło do normy. Chodzimy po lesie, jeździmy do różnych miejsc, Daisy bawi się z psami.


Bardzo dziękujemy za całe wsparcie i trzymanie kciuków ❤️ Teraz miejmy nadzieje, że nie pojawią się przerzuty lub inne problemy zdrowotne. Jeśli chodzi o zmiany w zachowaniu Daisy to kastracja za dużo nie zmieniła. Jeszcze kiedy Daisy chodziła w kubraku była bardziej lękliwa w stosunku do psów i ludzi, ale tak jak mówiłam, po zdjęciu szwów wszystko wróciło do normy. Jedyne co zauważyłam to poprawę przy okazywaniu emocji widząc dzikie koty i chęć pogodni za nimi. Po zabiegu trochę się opanowała. Nawet idąc przy nodze bez smyczy, przebiegł przed nami kot, a Daisy grzecznie szła dalej. Jest też mniej konfliktowa i bardziej skora do zabawy. Nie ukrywam, że jestem z niej dumna 😌

Pozdrawiamy N&D&D

22 października 2018

Co mnie denerwuje na spacerach?

Post będzie dotyczył głównie ludzi z psami spotykanych na spacerach. Idąc ulicą z psem lub sama spotykam co krok ludzi, przez których gotuje się w środku. Gdybym nie weszła w psi światek, pewnie nigdy nie zwróciłabym uwagi na te typy a moje nerwy byłyby oszczędzone.
* Ułożenie typów jest przypadkowe

1. Dama z joreczkiem - napewno kojarzycie panie, najczęściej 50+ z jorkiem czy innym szicu. Piesek  zazwyczaj na flexi, rozpieszczony i gruby jak beczka. Kiedy na choryzoncie pojawi się duży pies, dama niezwłocznie bierze swoje „dziecko” na rączki i ucieka jak najdalej od (na pewno) groźnego psa. Szkoda, że praktycznie zawsze to ich pupilek szczeka i rwie się jak dziki.

2. Kolczatki, kagańce weterynaryjne, szelki typu step-in - ten przypadek widze najczęściej na ulicach i aż się smutno robi. Najgorsze jest to że takim ludziom nie da się wytłumaczyć żeby nie ubierali swoim psom tego typu rzeczy. A co się słyszy od takich ludzi? „On musi mieć kolczatkę, bo ciągnie/ jest agresywny” Szdoda tylko, ze kolczatka w tym nie pomaga, a tylko pogłębia problem. Kolczatka to chwilowe pójście na łatwiznę zamiast nauczenia psa chodzić na luźniej smyczy, ale przecież nie ma na to czasu. Widzę też psy na kolcach, które idą spokojnie przy nodze, nie reagują na inne psy wiec po co? Kolczatkę sama mam i czasem używam, ale mam pojęcie jak to robić bezpiecznie. Co do kagańców weterynaryjnych, wiadomo, ze pies nie potrafi ziajać, cały przez to jest ze śliny i może dostać udaru, ale „pani z zoologicznego poleciła” - takie osoby nie powinny pracować w takich sklepach jeśli nie posiadają nawet podstawowej wiedzy. Szelki step-in są dość częstym widokiem na ulicach, bardzo popularne w sklepach zoologicznych, ale niestety jakie nie zdrowe. Siła nie rozkłada się równomiernie na ciele psa ( tak jak np w guardach) tylko obciąża kręgosłup, do tego blokuje łopatki. Najgorzej kiedy zakładane są szczeniakom, bo mogą powodować w późniejszych latach wady kręgosłupa.



3. Zostawianie psa pod sklepem - albo idzie się na zakupy albo z psem na spacer, ale przecież „pójdę do sklepu a pies przynajmniej się przejdzie i załatwi”. Zostawiajac psa można go narazić na stres, może ktoś go ukraść, może zaatakować go inny pies, a nasz, przypięty do barierki nie zdoła się obronić i wiele innych sytuacji, ale zostawienie psa pod sklepem jest niezgodne z prawem i grozi mandatem. Na szczęście coraz więcej sklepów zezwala na wprowadzenie psa do środka.




4. „To lablador?” - rozumiem, ze ktoś na rasach może się nie znać, ale są osoby które na siłę próbują zgadnąć rasę naszego psa lub nam ją wmówić. Osoby te uważają się za specjalistów i królów kynologii, tyle że mylą rasy i nazwy. Każdy mały, włochaty to shih tzu, a duży, czarny to labrador, oczywiście kalecząc nazwy jak tylko się da.

5. Sterotypowcy - czyli typ który denerwuje mnie chyba najbardziej a najgorsze jest to, że zalicza się do nich mój tata. Kastracja - „w życiu nie pozbawie mojego Rokiego męskości”, BARF- pies będzie agresywny i dziki”, „suka powinna mieć przynajmniej raz w życiu młode”, czarny pies/ czarne podniebienie - „napewno agresywny!”, klatka dla psa - „nie będę trzymać psa w klatce, to dla niego wiezienie” i wiele innych. Przez te wszystkie przeszłam przez tatę i przez niektóre przechodzę (jeszcze 2 lata 😁) Najgorsze jest to, ze takim ludziom nie wytłumaczysz, bo oni wiedza lepiej.

Chyba każdy z Was spotkał się z tymi typami. Ta piątka denerwuję mnie najbardziej, ale przykładów jest o wiele więcej. Piszcie w komentarzach jakie typy Wam podnoszą ciśnienie! 

*wszystkie zdjęcia pochodzą z Google Grafika.

Pozdrawiamy N&D&D

19 września 2018

Drugie życie

Dzisiejszy post trochę odbiegnie od głównego tematu tej strony jakim jest Daisy i opowiem trochę o tym trochę mniejszym bohaterze bloga. Chwilę po tym jak Diesel pojawił się w naszym domu, napisałam posta, w którym trochę opowiedziałam jak się u nas znalazł. Jeśli ktoś nie czytał to zapraszam. W skrócie powiem, że Diesel nie miał dużych szans. Zastał znaleziony jako niespełna 7 tygodniowy maluch, sam, bez matki. Był to już październik, więc najcieplej nie było. Po okąpaniu kota okazało się, że jest całkowicie pokryty wielkimi pchłami, które prawie wypiły z niego życie. Miał anemię a do tego robaki, kociak nie miał siły się ruszać. Bogu dzięki, że nie miał kociego kataru ani innych chorób. Po pozbyciu się pcheł, kilkudniowym grzaniu i karmieniu Diesla, zaczynał być coraz bardziej ruchliwy. Potrafił doczołgać się do miski i kuwety. Tak, 7 tygodniowe kocię, urodzone na dworze, nauczyło się w jeden dzień korzystać z kuwety.  Kiedy Diesel doszedł do siebie, został zaszczepiony, a w styczniu 2017r, czyli w wieku 5 miesięcy został wykastrowany. Zdrowo rósł, nie stwarzając żadnych problemów. Nigdy nie był złośliwy, nie zaatakował nikogo.




I dziś jest już dwuletnim, baaardzo rozpieszczonym kotem. Pamiętacie jak mówiłam, że bd szczurołapem? Jedyne co łapie to muchy, w domu :D Z mamą zakochałyśmy się w Dieslu i jest traktowany jak dziecko. Tak, moja mama nazywa go synem, moim bratem. Nigdy bym nie spodziewała się, że tak pokocha jakiekolwiek zwierze. Koty zmieniają ludzi. Z Daisy są najlepszymi przyjaciółmi, uwielbiają się razem bawić, jeśli nie mieliście okazji tego zobaczyć to zapraszam na instagrama, na wyróżnioną relację ''With Diesel". Jest bardzo wybrednym kotem, je tylko wybrane karmy i smakołyki. Od smaczków jest uzależniony, co chwile prosi nas, byśmy mu dali, mimo wszystko jest bardzo szczupły i cały czas trzyma linię.



Uwielbia bawić się piłeczkami, umie je nawet aportować i przynosi mi je, po czym gna za nimi jak torpeda. Kocha spać pod narzutą, sam pod nią się pcha, lub każe nam, żebyśmy go przykryły. Diesel jest też bardzo gadatliwy, zwłaszcza w stosunku do mnie. Codziennie prowadzimy dialogi, najlepiej jak mnie woła, wtedy krzyczy "mamaaaa" :D Mimo wszystko jest ogromnym przytulasem. Codziennie wieczorem, kiedy idę spać, wchodzi mi pod kołdrę, mruczy, potem się odwraca do mnie i zaczyna ugniatać łapkami, a potem idzie do mojej mamy zrobić to samo, później do mnie i tak w kółko ;p Od jakiegoś czasu, chce wychodzić z domu. Najpierw na przedsionek, stopniowo na klatkę schodową, aż w końcu na altanę, czasem też zchodzi na ogród. Spokojnie, w tym czasie jest pod stałym nadzorem mnie lub mamy i Daisy. Z czasem staje się coraz pewniejszy i śmielszy. Kiedyś bał się obcych i meżczyzn, w tym mojego tatę. Teraz jest już coraz lepiej, w tamtym roku na moje urodziny przyszli goście i Holly, Diesel prawie cały czas przesiedział w kryjówce, tylko chwilę siedział z Holly w kuchni. W tym roku nawet siedział z gośćmi przy stole :P



I tak właśnie odmieniliśmy los jednej małej istotki. Strach pomyśleć co stałoby się z nim, gdyby nie moja koleżanka. Gdyby nie ja, kot poszedłby do schroniska, gdzie nie wiadomo ile by spędził. W ten sposób zyskaliśmy kochanego przyjaciela, członka rodziny i już nie wyobrażamy sobie życia bez niego <3 Warto dać bezdomniakowi dom i swoją miłość, a na pewno odwdzięczy się tym samym. W ten sposób nie zmienimy całego świata, ale odmienimy życie jednej małej istotki. 

A gdybyście chcieli poznać Diesla bliżej zapraszam na jego instagrama.

Pozdrawiamy N&D&D


11 września 2018

Podsumowanie wakacji 2018

Na tegoroczne wakacje nie miałam żadnych planów, chciałam je spędzić spontanicznie. Niestety pogoda przez okres wakacyjny była dość deszczowa przez co kilka wyjazdów i spacerów się nie udała. Pomimo tego dużo chodziliśmy po lasach. Daisy pozytywnie zaskoczyła mnie swoim odwołaniem. W naszym lesie jeżdżą konie i Daisy przybiegła do mnie, chociaż je widziała. W zasadzie suka nie zwraca uwagi na konie i bydło ale i tak jestem dumna. Sporo też pływała ale nie tyle co w tamtym roku. Nawet kilka treningów udało nam się zrobić przez co Daisy ogarnęła kilka sztuczek.





8.07 pojechałam z psem, rodzicami, wujkiem, ciocią i kuzynami do Ustronia odwiedzić babcie, dziadka i Holly, którzy byli tam na wakacjach. Z Daisy byliśmy tam drugi raz, bo w tamtym roku przyjechaliśmy na chwilę. Poszliśmy nad rzekę, suka się zamoczyła, trochę posztuczkowałam i pobawiłam się z nią tam. 



Niestety nie najlepiej wspominam ten wyjazd, ponieważ u Daisy wystąpił ogromny lęk separacyjny w stosunku do mojego taty. Jak tylko straciła go z pola widzenia, strasznie piszczała, ciągła na smyczy i go szukała. Nie wiem dlaczego tak się zachowuje i muszę nad tym jakoś popracować. 


I tak minął nam pierwszy miesiąc wakacji. Pod koniec lipca wyjechałam wraz z rodzicami, wujkiem i oczywiście Daisy do Wysowej Zdrój, czyli w miejsce, które dowiedziałam jak byłam młodsza. To były nasze pierwsze wakacje z psem więc trochę się obawiałam zachowania Daisy, które wystąpiło w Ustroniu. I powiem szczerze, że nie było tak źle.



 Zaczynając od początku, po kilku godzinach jazdy dotarliśmy do Wysowej, do ośrodka Zacisze i mieszkaliśmy na Psiej Polanie. W każdym domku były jakieś psy, ale głównie małe. Ja dzieliłam domek z wujkiem i z Daisy, a rodzice byli dwa domki dalej. Wszystkie psy żyły raczej w zgodzie, do czasu. Przyjechały agresywne dwa dogi argentyjskie. Ofiarą jednego doga był mały kundelek, który od razu pojechał do weterynarza. Nie widzieliśmy zajścia bo byliśmy akurat na kolacji, potem przyjechała policja, a ofiarę jak i sprawców już nie widziałam. Daisy często biegała bez smyczy z naszego domku do domku rodziców, bawiła się z innymi psami. Nasza Psia Polana była w stylu wielkiego wybiegu dla psów, tyle że się tam mieszka i zna pieski. Daisy była niesamowicie grzeczna, nie oddalała się od nas bez pozwolenia, spokojnie leżała pod naszymi domkami lub w nich. Jestem dumna jaki ma piękny OFF/ON, nawet w nowym miejscu. Minusem jest absolutny brak zasięgu na terenie ośrodka. Trzeba iść kawałek i go szukać. Mi to za bardzo nie przeszkadzało, jest tu wiele innych zajęć zamiast siedzenia na telefonie, ale czasem trzeba do kogoś zadzwonić lub sprawdzić pogodę a jest to niemożliwe. 


Pomimo tego, że mój tata jest dwa domki dalej, Daisy aż tak nie piszczała. Pierwszej nocy chwile była niespokojna, ale jak zobaczyła ze wszyscy śpią, sama zasnęła. Od drugiego dnia przesypiała całą noc, aż ciężko było ją dobudzić. Trzy razy dziennie musiała zostawać sama, bo szliśmy na stołówkę, wtedy przez pierwsze dni piszczała ale po chwili szła spać, potem wiedziała, że wrócimy wiec szła się położyć. Rano chodziłam zwiedzać nowe tereny lub odwiedzać te znane. Codziennie robiliśmy coś innego. Już drugiego dnia podczas spaceru złapała nas burza i Daisy była cała brudna wiec musiałam ją okąpać. Problem w tym, że nie mieliśmy dla niej ręcznika wiec wytarłam ją szmatą a resztę dosuszyłam suszarką. Bardzo dużo chodziliśmy po górach po stronie polskiej ale też słowackiej. Kilka razy wpadliśmy nad jezioro do Ropy, gdzie sucz bardzo dużo pływała, po powrocie zawsze była tak zmęczona, że nie chciała się ruszyć.



Pomimo, że dni były bardzo aktywne, Daisy jak i ja strasznie się rozleniwiłyśmy. I tak po tygodniu spędzonym w górach musieliśmy wrócić do naszej szarej rzeczywistości. Zżyliśmy się z tym miejscem i z sąsiadami, i aż ciężko było wrócić do domu. Na wyjeździe nakręciłam krótki filmik, miał być sztuczkowy, ale wyszło tak, ze odpuściłam Daisy treningi i jest to typowo wakacyjny film. Zapraszam jeśli jeszcze ktoś nie widział  ;D


Po powrocie do domu, miałam kilka dni, żeby odpocząć. Wtedy spacery ograniczały się do sikupy, a wszystko za sprawą mojej spalonej skóry nad wodą, tak mnie wszystko bolało, że nie mogłam sobie pozwolić na spacer do lasu. W tym czasie się nie nudziłyśmy, organizowałam Daisy dużo zabaw węchowych. Za to ja, pisałam dla was posty (kilka w kopii roboczej, więc nie zniknę stąd przez najbliższe miesiące ;P), montowałam filmik, edytowałam zdjęcia i inne tego typu blogowo-instagramowe sprawy.


 Po tych kilku dniach wróciliśmy do aktywności. Chodziliśmy na 10-15 kilometrowe trekkingi, Daisy dużo pływała, chodziła po lasach, spacerowałyśmy z Holly. Jednego dnia znaleźliśmy kości młodego jelenia razem z porożem :D Daisy już jednego kończy, zajmuje jej to ponad 2 tygodnie. Teraz na dniach idziemy w to miejsce zobaczyć czy nie ma kręgosłupa i szczęki, bo mam to przynieść do szkoły  (ahh weterynaria xd)
 Jedynym przykrym wydarzeniem tych wakacji jest guzek/tłuszczak w okolicach sutka u Daisy. Jak tylko dowiem się co to takiego, napiszę w poście na instagramie.


I tak skończył się sierpień, ale korzystamy jeszcze z ciepłych dni września na pływanie i dogtrekking. W tym roku zrobiłyśmy postęp z rzuceniem wagi u suki, niestety nie wiem ile aktualnie waży.

koniec czerwca

początek września

Post wyszedł trochę długi, przez dużo ciekawych wydarzeń tegorocznych wakacji. Mogę zaliczyć je do najlepszych, chociażby dla tego, że udało nam się wyjechać po raz pierwszy z Daisy na tydzień. 
Jak Wam minęły wakacje? Podlinkujcie posty podsumowujące, chętnie poczytam!

Pozdrawiamy N&D&D

27 sierpnia 2018

Wolność

Macie czasem tak,  że nic wam się nie chce, leżycie w łóżku i nagle podchodzi do Was pies, pełen radości? Zaraża Was pozytywną energią i czujecie chęć by wstać i pójść na spacer? W Daisy uwielbiam to, że motywuje mnie jak nikt inny. Nawet jak mam strasznego lenia, potrafi postawić mnie na nogi i zachęcić do spaceru. Jest to nasza ulubiona aktywność. Po prostu wyjść z domu i iść przed siebie, chwilowo zapominając o problemach. Najlepiej czujemy się w lesie, zarówno ja jak i Daisy. Możemy poczuć tam wolność i się zrelaksować. Nie ma nic lepszego niż obserwowanie psa szczęśliwie hasającego po lesie, obwąchującego każdy krzak i wypatrującego wiewiórek. To dobry czas aby się wyciszyć, przemyśleć coś lub po prostu żyć i cieszyć się z chwili. Czasem też lepiej odpuścić sobie na spacerze trening czy jakie kolwiek wymagania wobec psa, lepiej dać mu spokój i możliwość zajęcia się swoimi sprawami.


Często ciagle czegoś chcemy od psa, ciagłe komendy i polecenia. W końcu zauważamy, że nasz pies chodzi jak robot, czując nieprzerwaną presję, że zaraz coś będziemy od niego chcieli. Nie chodzi mi tutaj, że treningi z psem są złe, ale nie wymagajmy od niego bez przerwy i dajmy psu być psem. Dajmy mu w spokoju spać, nie zwracając na niego uwagi.


Jeśli chodzi o nas, Daisy ma dużo swobody. Treningi mamy maksymalnie trzy razy w tygodniu i codziennie lub co dwa długi, kilkugodzinny spacer. Wtedy jedyne co od niej oczekuję to trzymanie się blisko mnie i odwołanie w razie potrzeby, często też chwilowe zapozowaniu do zdjęcia, za które dostanie nagrodę i może spowrotem biegać tam gdzie chce. Dobrze jest oddzielić pracę od przyjemności.

To chyba pierwszy post, który pisałam tyle czasu. Wylałam swoją wenę i przemyślenia i tak on powstał. Nie jest do końca spójny i chyba trochę odeszłam od tematu, ale mimo wszystko czuję w nim przesłanie ;P Pytanie czy Wy czujecie?

Pozdrawiamy N&D&D

20 sierpnia 2018

Psia szafa #2 Zabawki i pozostałe akcesoria

Dziś przychodzę do Was z drugą częścią psiej szafy, w której opiszę Wam nasze zabawki i inne akcesoria np. do pielęgnacji. Tak jak w pierwszej części, zachęcam do pisania, czego chętnie przeczytalibyście recenzję

Zabawki



1. Mata węchowa - jest bardzo gęsta i fajnie nam się sprawdza. Czasem nawet Diesel z niej korzysta :D

2. Mata węchowa - to są dwie maty, ale z jednej wycieraczki. Trochę rzadziej z niej korzystamy, ponieważ nie jest tak gęsta jak poprzednia i zbieram polar na nią. 

3 i 4. Szarpaki polarowe - na zdjęciu nie widać jaki mają piękny, wrzosowy kolor. Są bardzo długie, jeden z nich ma około 70 cm + to że podczas zabawy jeszcze się rozciągnęły.

5. Piłka na sznurku ActivPet - po drugiej zabawię piłka się rozerwała, ale i tak czasem biorę ją nad wodę, bo fajnie się unosi.

6. Szarpak z liny HM - miałam jeszcze niebieski, ale się zgubił. Dobrze się sprawdza i nie boję się, że go pobrudzę.

7. Chuckit Ultra Ball - czyli piłka i szarpak w jednym. Niestety taśma nie jest zbyt wygodna, ale mi to nie przeszkadza. Minusem jest, że piłka nie pływa.

8. Szarpak Dog's Craft Hoko Fur Firework - ulubiony szarpak Daisy, wygrywa nawet z owcą. Nie wypada z niego futro a lekki amortyzator daje radę. 

9. Szarpak z owcy Sirius Bungee - jak widać na zdjęciu futra na początku jest już bardzo mało a na środku jest dziura, gdzie widać skórę. Amorek po roku jest dalej tak samo mocny. Diesel również za nim szaleje.

10 i 11. Mopy - zwykłe z Kaufladna, fajnie sprawdzają się jako mata węchowa. Daisy ładnie się nimi szarpie. 

12. JWPet Hol-EE Cuz Ball - jedyna nasza zabawka z piszczałką. Odbija się nieregularnie i nakręca Daisy do aportuwania. 

13. Chuckit Ultra Squeaker Ball - piszczałka padła dość szybko, ale mi na niej nie zależało. Ulubiona zabawka Daisy, przebija wszystko. 

14. Chuckit Max Glow - intensywnie świeci i często towarzyszy nam podczas wieczornych spacerów. Jej śliskość jeszcze bardziej nakręca sukę. 

15. Liker - najlepsza wodna zabawka. Przeżyła już dwa sezony. Doczepiłam do piłki sznurek, dzięki czemu lata jeszcze dalej. 

16. Piłka Sumplast - kiedyś robiła szał, teraz Daisy na nią nie zwraca uwagi, dlatego pojedzie do schroniska (piłka ;p) razem z innymi rzeczami. 

17. Piłka spiralna Sumplast - zaś ta, idealnie sprawdza się jako kula smakula. 

18. Ringo NN - jedna z pierwszych zabawek Daisy. Przeleżał bardzo długo na ogrodzie, przez co zżółknął i stracił zapach. Daisy nigdy nie zwracała szczególnie na niego uwagi. 

19. Piłka z kolcami - tak naprawdę jest to piłka rehabilitacyjna ale dałam ją Daisy, teraz leży w pudełku. 

20. Kanapka z chińczyka - wycięłam z jednej strony dziurę i chciałam zobaczyć czy Daisy zainteresuje się kongiem. Do teraz przydaje się przy zabawach węchowych. 

21. Piłka ze sznura - jedno ramię już się urwało. Kiedyś Daisy się nią bawiła, teraz prawdopodobnie pójdzie do psa mojej babci. 

22. Ażurka Sumplast - chciałam zobaczyć czy Daisy będzie bawić się oryginalną i bardzo jej się spodobała. Teraz już jest zmęczona życiem. Na blogu jest recenzja. 

23. JWPet Hol-EE Roller - zastępczyni tej z Sumplasta. Jest szał tak jak z poprzedniczką. 

24. Piłki tenisowe - część jest jeszcze na ogrodzie. Służą nam nad wodą do dalekich rzutów, kiedy boję się o Likera.

                           
Inne



1. Nerka z Biedronki - używana bardzo często. Jest uniwersalna i mega pakowna. Mieści 5 zabawek i dużo smakołyków. Doczepiona do niej przypinka z Łapeczkowo.

2. Saszetka na smakołyki Trixie Activity Bag - używam, kiedy nie mogę wziąć tej dużej. Recenzja jest na blogu.

3. Woreczki na odchody - kiedyś pachniały. Były dołączone do łopatki. 

4. Miska sylikonowa Trixie - denerwowały mnie już przeciekające bidony, więc spróbowałam z miską i jest o wiele lepiej. 

5. Obroża na pchły i kleszcze Foresto - u nas świetnie się sprawdza i jest to nasza któraś z kolei obroża. Nie muszę martwić się o pasożyty. 

6. Szampon do czarnej sierści Francodex - jest bardzo wydajny, a po kąpieli Daisy ma tak miękkie futerko jak królik. Niedługo kupuję kolejną butelkę. 

7 i 8. Pasta i szczoteczka do zębów Trixie - recenzja także jest na blogu. Zestaw doprowadza Daisy uzębienie do dobrego stanu. 

9. Woreczki - zawsze mam przy sobie rolkę, co tu więcej mówić :P

10. Kliker Trixie - nie wiem czy bez niego nauczyłabym Daisy tyle sztuczek. Służy mi także przy nauce innych psów.

11. Światełka - czyli gumowe pierścionki dla dzieci, przez które zrobił się szał i cała ekipa osiedlowa przyczepiała je swoim psom podczas wieczornych spacerów. Niestety teraz ich już nie ma, więc to są moje ostatki. 

12. Szczypce do wyciągania kleszczy - często przydają się nie tylko Daisy, ale innym zwierzętom. 

13. Mała saszetka na smakołyki - zazwyczaj mam ją przy sobie, kiedy idziemy na dłuższy spacer. mieści sporą garść smaczków, kliker i gwizdek ultradźwiękowy (którego zapomniałam dać do zdjęcia)

14. Tubka na płynne nagrody - wygrana w konkursie u Piesologii. Przez problematyczne napełnianie i czyszczenie jej jest rzadko używana. 

15. Ezzy Groom - super radzi sobie z podszerstkiem u Daisy i Diesla. Niezbędny w sezonie zmiany futra. 

16. Łopatka do zbierania psich odchodów - zabieram ją kiedy jedziemy na spacer poza miasto lub do sprzątania ogrodu. 

17. Szczotka z włosiem - zbiera sierść która pozostaje po czesaniu.

18. Grzebień dwustronny ActivPet - równie dobrze wyczesuje sierść i podszerstek.


I to były wszystkie moje rzeczy. Mam nadzieje, że wytrwaliście do samego końca i przeczytaliście obie częsci. Dzięki opisom przy akcesoriach dowiedzieliście się co sądzę na temat tych rzeczy, ale również ujawniłam trochę mojej chciejlisty. Spodziewajcie się haulu :)

Pozdrawiamy N&D&D

13 sierpnia 2018

Psia szafa #1 Akcesoria spacerowe

Kilka razy próbowałam napisać taki post, ponieważ bardzo lubię takie czytać, ale nie miałam nic ciekawego do pokazania. Teraz w końcu mam akcesoria, dzięki którym mogę kogoś zaciekawić. Drugą stroną prawdopodobnie do końca roku kolekcja mi się nie powiększy, więc nie muszę się martwić, że post będzie nieaktualny. Dodam jeszcze, że niektórych tutaj wymienionych rzeczy możecie spodziewać się recenzji. Możecie pisać co najchętniej przeczytalibyście.
Z góry przepraszam, że nie ma numerków.

Akcesoria spacerowe




1. Płaszcz przeciwdeszczowy Smartpet Softshell z Zooplusa - często przydaje nam się podczas deszczowych lub śnieżnych dni. Z góry jest pokryty softshellem, po którym woda spływa, zaś podszyty jest cienkim polarem. Nie jest ciepła ale chroni przed deszczem, a o to mi chodziło.

2. Szelki norweskie Wild Woof - recenzja jest już na blogu. Pomimo fasonu szelki wytrzymały aktywny rok, bez żadnych uszczerbków.

3. Szelki typu guard Non Stop Go Wear - mój tata zakupił mi je rok temu będąc w Norwegii. Firma zyskuje popularność w Polsce poprzez tegoroczne testy TopForDog. Akcesoria godne polecenia.

4.  Szelki Hurtta Active - bardzo fajnie nam się sprawdzają, szkoda tylko że nie można prać ich w pralce, przez to wyglądają na bardzo zużyte.

5. Szelki Hurtta Lifeguard - czyli nasz najnowszy zakup. Kolor bardzo zwraca uwagę i ładnie komponuje się w czarnej sierści Daisy. Jedyne co mi w nich przeszkadza to odstający pasek regulacji, widoczny na zdjęciu. 

6. Obroża 4cm na klamrę El Perro - odkupiona od osoby prywatnej na facebooku. Ma bardzo żywe kolory i nie łatwo ją ubrudzić pomimo miętowego koloru.

7.  Obroża 3cm martingale Super Dog Green Team - mój pierwszy martingale, w którym się zakochałam i teraz w miarę możliwości kupuję tylko takie zapięcie. Wzór marihuany przyciąga wzrok nie tylko tych młodszych ale i starszych. Przechodząc obok świadków Jechowy, usłyszałam jak mój pies może nościć takie "szatańskie wzory" :'D

8. Obroża 3cm półzacisk Super Dog Dog Crew - bardzo podoba mi się jej wzór i kolorystyka. Firma robi fajne taśmy, miękkie i grubsze, do tego duże, mocne okucia.

9. Obroża 3,5cm martingale Warsaw Dog Shake - kupiona wraz ze smyczą do kompletu. Bardzo odpowiada mi jej szerokość, nie gubi się w sierści tak jak obroże 2,5cm, których już nie kupię.

10. Obroża 2,5cm półzacisk Hauever Nadmanganian potasu - kupiona na zamówieniu grupowym ponad rok temu. Niestety szybko zaczęła zdzewieć, a farba z okuć odpryskiwać. Pomimo to, fajnie się sprawdza.

11.  Obroża 2,5cm na zatrzask Warsaw Dog Shine in lime - mam ją od roku, lecz ze względu na szerokość była używana niezbyt często, także postanowiłam dokupić smycz i teraz Daisy często ją nosi.

12. Obroża 2,5cm na zatrzask NN - niby świecąca, ale nie mam baterii. Może jak je w końcu kupię, to zaczniemy używać, ale pewnie oddam ją do schroniska. 

13. Obroża gumowa na zatrzask - oprócz zatrzasku ma jeszcze dwa kółka, dzięki którym jest jeszcze bezpieczniejsza, a jeśli zapnie się smycz na jedno kółko staje się półzaciskowa, niestety przez materiał, nie rozluźnia się. Jest idealna nad wodę (nawet pasuje do Likera) lub też podczas deszczu (zaś tu pasuje do kurtki ;P)

14. Kolczatka na skórzanym pasku - sprawdza się od czasu do czasu wraz z drugą obrożą. Przez to, że Daisy ma dość krótką szyję, rzadko używam.

15. Obroża 2cm na klamrę - pochodzi ona z czasów szczeniaczkowych, przez jej piękny chabrowy kolor nie potrafię się z nią rozstać, na szczęście El Perro ma obroże w tym kolorze :P

16. Obroża 3cm na klamrę Patento Pet Basic - służyła nam codziennie przez około 3 lata, nawet doczekała sie recenzji na blogu, ale teraz Daisy ją nosi tylko kiedy idzie z moim tatą. Rączka przez pękniętą gumę już prawie się nie wciąga do środka, ale oprócz tego dalej jest w dobrym stanie.

17. Łańcuszek zaciskowy z krótkimi ogniwami - również służy nam od kilku lat i jest jak nowy. Długo Daisy nosiła go na ogrodzie, przy którym miała przypiętą adresówkę, jednak teraz rzadziej używany.

18.  Łańcuszek - jest on po moim poprzednim psie, więc jest bardzo stary, czasem używałam go, gdy Daisy nosiła chusty lub do wody.

19.  Smycz Flexi 5m - jeśli pamiętacie, Flexi używałam bez przerwy. Teraz trochę mi się zmieniło i używam jej bardzo sporadycznie, zazwyczaj na krótkie spacery.

20. Smycz amortyzowana ActivPet - mój pierwszy amorek, na którym zaczynałam dogtrekking. Po kilku razach się rozciągnął i na razie leży, zobaczymy co z nim będzie.

21.  Linka treningowa 21m - zrobiłam ją sama za symboliczne 12 zł czyli 3 razy taniej niż gdybym chciała kupić. Miało być to 20m, ale w sklepie na rolce został ostatni metr, więc dostałam go gratis :D Czasem przydaje się kiedy nie mogę spuścić Daisy i  na tegorocznych wakacjach.

22. Smycz przepinana ~180cm - moja mama ją znalazła i mi dała. Kiedyś nam służyła, teraz sporadycznie korzysta z niej mój tata.

23. Smycz przepnana ~200cm Champion - stara, już wyblakła smycz z zoologicznego, która długo nam posłużyła. Teraz głównie chodzi na niej mój tata.

24. Smycz przepinana 240cm El Perro - szukałam wygodnej, czarnej, uniwersalnej smyczy i tak padło na nią. Jest bardo wytrzymała, a nity dodają jej fajnego efektu.

25. Smycz przepinana 200cm DogStyle - najwygodniejsza smycz jaką miałam. Pasuje do większości rzeczy, nie brudzi się, po prostu idealna. Zastanawiam się nad drugą ;p

26. Smycz miejska 180cm Warsaw Dog Shake - kupiona razem z natępnąą i obrożą do kompletu. Wiedziałam, że te kolory nie są dla nas i będzie się bardzo brudzić, ale jest piękna. No i co za problem wrzucić do pralki?

27. Smycz miejska 180cm Warsaw Dog Shine in lime - dokupiłam ją po roku do obroży w tym samym wzorze. Na razie sprawdza się super i nie pali rąk, a o to bałam się najbardziej.

28. Kaganiec fizjologiczny Chopo Owczarek belgijski/Owczarek szkocki collie - niestety kupiłam trochę za mały i Daisy nie może w nim ziewnąć, więc na przyszły rok kupuję większy. Mimo to, przydał się do nauki chodzenia w kagańcu i sucz może biegać z nim bez smyczy nie próbując go zdjąć.

29. Halter Amiplay rozmiar 3 cocker spaniel - używamy go bardzo często od ponad roku, także trochę się zużył i poluję na kolejny. Na blogu znajdziecie recenzję.

30. Pas z amortyzatorem do dogtrekkingu Trixie - jak na pierwszy pas jest okej, wytrzymuje prawie 40kg psa. Niestety jest zrobiony z gumy (?), która po czasie się rozciąga. Na wiosne planuję zakup już lepszego sprzętu.


I to na tyle jeśli chodzi o pierwszą część psiej szafy. Czy rzeczy jest dużo? Nie mnie oceniać ;D Piszcie o czym chcielibyście przeczytać więcej. 

Pozdrawiamy N&D&D



6 sierpnia 2018

Mój dziennik treningowy

Temat dzienników treningowych jest dosyć popularny. Każdy szuka swojego pomysłu, aby pasował do trybu życia. Ja szukałam bardzo długo, żaden styl mi nie pasował lub po prostu go nie rozumiałam. Inspirując się każdym po trochu stworzyłam mój indywidualny zeszyt, który prowadzę w miarę regularnie od niecałego roku. Dzięki niemu nasze treningi są bardziej zorganizowane, a tego nam było trzeba.


Okładka jest bardzo minimalistyczna. Planuje ją jakoś ozdobić ale nie mam pomysłu. Zeszyt dzieli się na dwie kategorie: teoria i praktyka, a te zaś na kolejne podkategorie. Pierwsza część jest poświęcona ogólnym informacjom treningowym.


Drugą podkategorią jest słowniczek komend i markerów. Jest to bardzo fajne rozwiązanie dzięki czemu nie mylę się z komendami. Kto używa markerów wie że są bardzo pomocne w treningach.


Kolejną zakładką jest zbiór wszystkich sztuczek, które umie Daisy. Nie wyobrażam sobie dziennika bez takiej listy. Mogę z niej wybrać sztuczki które można podszlifować albo po prostu wykonać np. podczas rozgrzewki.


Sztuczek do dopracowania i do nauczenia też nie może zabraknąć w moim dzienniku. Nie ma co się rozpisywać na ten temat, każdy wie o co chodzi.


Plan treningowy również jest bardzo ważną częścią zeszytu. Jest tam rozpisany cały przebieg, zaczynając od rozgrzewki, przez kilka sesji po rozpiskę ile ma każdy element trwać. Na początku musiałam ciągle zaglądać do zeszytu, po kilku treningach stałe elementy robię już z pamięci.


I w końcu trening właściwy. Składa się on z tabel podzielonych na kilka kategori. Dodatkowo jest na górze data z dniem tygodnia i poziomem skupienia Daisy podczas treningu. Dzięki całemu temu schematowi mam możliwość porównania treningu z poprzednim i wiem co następnym razem poprawić.


Także tak wyglada moje planowanie jak i przebieg treningu. Dużo osób prowadzi taki dziennik w formie miesięcznych tabel. Niestety taka forma jest nie dla mnie, nawet gdybym chciała nie ogarniam tego. Próbowałam, czytałam, jednak postawiłam na swój styl. Poza tym żyjemy na dużym spontanie i plany zmieniają mi się co chwilę, więc chcąc nie chcąc treningi nie są regularne. Pomimo tego widze duże postępy w pracy z Daisy.

A Wy, prowadzicie dzienniki treningowe? Macie jakiś własny styl pisania?

Pozdrawiamy N&D&D

20 lipca 2018

Co teraz?

Ten post będzie głównie informacyjny podobnie jak poprzedni. W związku z tym, że powróciłam do blogowania po prawie półtorarocznej przerwie, mój styl pisania, preferencje i życie trochę się zmieniły, także na blogu zajdą małe zmiany. Chciałam jeszcze na początku podziękować tej garstce osób, które przeczytały poprzedni post i nie zapomniały o nas.


Chciałabym aby posty pojawiały się co tydzień, w formie nie za długich tekstów wraz ze zdjęciami, które robię na bieżąco. Notki będą obracać się głównie w temacie psów ale czasem też kotów, bo może ktoś pamięta ze mamy również kota. Będę też pisać o moich przemyśleniach na jakiś temat, relacjach z jakiegoś dnia lub wycieczek, o naszych sukcesach ale też problemach. Będzie też pewnie dużo recenzji, ale spokojnie. To nie będą recenzje produktów które ocenia jednocześnie kilkanaście blogerów na raz, tylko akcesoriów, o których nie jest teraz głośno a są dosyć popularne.
I to na tyle z informacji, zapraszam do czytania kolejnych wpisów.



Pozdrawiamy N&D&D