24 listopada 2018

Zdrowotna przerwa

Długo zastanawiałam się czy pisac ten post, ale przecież blog to nasz pamiętnik i warto tutaj wspomnieć o tym. Po drugie nie wszyscy z Was wiedzą o ostatnich problemach zdrowotnych Daisy. Wspominałam o tym na instagramie, ale tutaj chciałabym opisać to dokładniej.


Wszystko zaczęło się po powrocie z wakacji, kiedy mój tata głaszcząc Daisy, zauważył przy jej sutku guzka czy coś w tym rodzaju. Na początku myśleliśmy, że to tłuszczak, był pod skórą, dość miękki i rozlewający się. W żaden sposób nie bolał Daisy. Zaczęłam szukać w internecie co to może być. Wyskoczył mi na ekranie „rak gruczołu mlekowego”. Wiadomo jak to w sieci, nic nie można brać na poważnie i zbytnio się tym nie przejęłam. Po niedługim czasie pojechaliśmy do weterynarza, który po bardzo szybkim czasie wydał diagnozę. Jednak zgrubienie pod skórą okazało się rzeczywiście nowotworem gruczołu mlekowego, na całe szczęście nie złośliwym. Po weekendzie mieliśmy przyjechać  na wycięcie guza, częściową mastektomię i kastrację. No i 01.10 zjawilismy się w gabinecie na zabieg. Panie weterynarki okazały się bardzo miłe. Kiedy razem z tatą mieliśmy zostawić Daisy w przychodni, panie zaczęły przytulać sukę i mówiły jej że pójdą zobaczyć kotki :D Po długich sześciu godzinach w końcu dostaliśmy telefon, że możemy przyjechać po Daisy. Była bardzo słaba, chodziła po gabinecie z innymi psami i kotami. Została wykonana jej kastracja, mastektomia jednego sutka, wycięcie guza i przy okazji przepukliny, którą suka miała od małego, nie była groźna ale też nie potrzebna.


Po powrocie do domu, Daisy nie chciała położyć się na podłodze na kocach, wiec weszła na lóżko. I o to jej chodziło, od razu położyła się na mojej poduszce i zasnęła. Niedługo później zaczęła się trząść z zimna, więc została przykryta kocykiem. Diesel był cały czas zainteresowany zapachami jakimi suka przyniosła ze sobą.


Na drugi dzień pojechaliśmy na zastrzyki przeciwbólowe i po nich Daisy poczuła się o wiele lepiej. Na spacerze się ożywiła i witała z mijanymi psimi kolegami. Potem codziennie lub co dwa dni jeździliśmy na zastrzyki. Rana dobrze się goiła, Daisy dobrze się czuła, wszystko było w porządku. Do czasu, aż nie zaczęła lizać przez kubrak rany. Wtedy pojawiło się krwawienie i ropienie, więc dostała kołnierz, który bardzo jej pomógł. Daisy wyglądała w nim komicznie i każdy się za nią obracał. Na szczęście miała go tylko jeden dzień, tak go nie lubiła, że już jej w ogóle nie ciągnęło do lizania rany. Kolejny problem to rozrywające się ubranko, które zaczęło pruć się już po czwartym dniu. Po dwóch tygodniach nie miało już rękawa i nie zakrywało całej klatki piersiowej. Na szczęście przykrywało owe rany.


Po tygodniu od ropienia rany wszystko się ładnie zagoiło i można było zdjąć szwy. Od tego dnia Daisy bardzo ożyła, chciała się bawić, biegać, wykonywać moje polecenia. Powoli zaczełyśmy wracać do normalnego trybu życia. Stopniowo chodziłyśmy na dłuższe spacerki i treningi, a teraz po prawie dwóch miesiącach wszystko wróciło do normy. Chodzimy po lesie, jeździmy do różnych miejsc, Daisy bawi się z psami.


Bardzo dziękujemy za całe wsparcie i trzymanie kciuków ❤️ Teraz miejmy nadzieje, że nie pojawią się przerzuty lub inne problemy zdrowotne. Jeśli chodzi o zmiany w zachowaniu Daisy to kastracja za dużo nie zmieniła. Jeszcze kiedy Daisy chodziła w kubraku była bardziej lękliwa w stosunku do psów i ludzi, ale tak jak mówiłam, po zdjęciu szwów wszystko wróciło do normy. Jedyne co zauważyłam to poprawę przy okazywaniu emocji widząc dzikie koty i chęć pogodni za nimi. Po zabiegu trochę się opanowała. Nawet idąc przy nodze bez smyczy, przebiegł przed nami kot, a Daisy grzecznie szła dalej. Jest też mniej konfliktowa i bardziej skora do zabawy. Nie ukrywam, że jestem z niej dumna 😌

Pozdrawiamy N&D&D