17 października 2016

Dzień z życia psiarza [Post konkursowy]

Na blogu pojawiły się dwie części z serii "Jeden dzień z życia Daisy", więc czemu by nie napisać jak wygląda mój dzień?

Z góry mówię, że nie lubię rutyny. Staram się aby mój dzień choć trochę różnił się od poprzedniego. Nie wyobrażam sobie, żeby mój każdy dzień wyglądał tak samo czyli :wstać, iść do szkoły, wrócić, zjeść obiad, wyjść z psem, zrobić lekcje, obejrzeć telewizję, zjeść kolacje, iść spać "

Przechodząc do postu, chciałam Wam opowiedzieć jak wyglądała moja sobota. A więc.
Mój poranek zawsze wygląda podobnie czyli Wstać, Ogarnąć się, Zjeść, a od niecałych dwóch tygodni w poranną rutynę weszło zrobienie śniadania kotu i posprzątanie w kuwecie.
Po tym wszystkim wyszłam z Daisy na spacer. Po piętnastu minutach wróciłam do domu i zabrałam się za sprzątanie domu, mycie włosów i wyczyszczenie klatki śwince.

O 14.00 umówiłam się z Oliwią, że pójdziemy w końcu na długi spacer z psami. Poszliśmy do opuszczanego domu kolejowego, bywałyśmy tam już kilka razy ale wtedy znalazłyśmy schody na górę. Były one z tyłu budynku, całe zniszczone. Weszłyśmy na górę, a tam było dużo miejsca, tylko wszędzie były śmieci, stare meble.
Później poszłyśmy na tory które znajdowały się obok, żeby zrobić zdjęcia. I po jakieś godzinie wróciłyśmy do domu.
Spacer nie był długi ale za to zrbobiłyśmy ładne zdjęcia, psy poeksplorowały w terenie (my z resztą też) i się pobawiły. W czasie spacerku przeszłyśmy 4,10 km, więc nieźle.




Po obiedzie Oliwia z mamą miały do nas przyjść.
Pogadałyśmy sobie i wgl i pod wieczór poszłam z Oliwią do sklepu, po karmę dla kota (była w promocji ;D) i inne rzeczy.
Kiedy Oliwia z mamą szły do domu, ja poszłam z nimi bo trzeba było iść na wieczorny spacer z Daisy. Przeszłyśmy się po osiedlu i wróciłam do domu.

Wieczorem oglądaliśmy Kac Vegas 3. Nawet utworzyliśmy dwie grupki na Facebooku i wszystkie u siebie oglądałyśmy, jednocześnie pisząc. Po filmie poszłam się myć, zrobiłam kotu jeść i położyłam się do łóżka.

Ciekawe czy ktoś w ogóle przeczytał cały post, bo wydaje mi się, że nic nie zwykłego w moim życiu się nie dzieje. Ale jeśli znalazła się taka osoba to Dziękuję. 


Ten post bierze udział w konkursie organizowanym przez blog whippetzpasja.blogspot.com, w którym sponsorami są: PupiLu, E-PIES, Dingo oraz SpeedMania

Więcej  zdjęć na instagramie. Zapraszam, jeśli ktoś nie był :) 

9 października 2016

Nowy Domownik!

Od kilku miesięcy zastanawialiśmy się nad kotem. Miał to być mały kocurek domowo podwórkowy. Najlepiej żeby miał 2-3 miesiące, żeby łatwiej było go zaprzyjaźnić z Daisy. Ona kotom krzywdy nie zrobi ale uwielbia je gonić, a w ich obecności staje się bardzo podniecona. Nasze kryteria nie były bardzo wymagające, więc zaczęliśmy szukać w okolicy i na olx.pl jakieś ogłoszenia. Czas leciał, robiło się coraz zimniej na dworze, więc przełożyliśmy plany z kotem na wiosnę.
I pewnego wieczoru przeglądając snapa zobaczyłam że moja koleżanka znalazła kotka i szuka dla niego domu. I w tym momencie wiedziałam że będzie mój. W szkole zapytałam o niego i skąd go w ogole ma.
Okazało się że kotek został porzucony pod myjnią samochodową. Zaklinował się w płocie i głośno miałczał. Pierwszą noc był u koleżanki, koleżanki, drugą u mojej koleżanki. W drugi dzień przyszłam do niej żeby go okąpać. Kot był bardzo brudny. Kiedy polałyśmy go wodą, na jego głowę przeszły wszystkie pchły. Kąpałyśmy go dalej, wybierając je z niego. Gdy już go wysuczyłyśmy, zaczęłam wybierać resztę. Po ponad godzinie kot nie miał ich już prawie w ogóle. Następnie popsikałam go spreyem na pchły.
Wtedy jeszcze nie było pewności czy go wezmę do siebie. Tata cały czas nie był pewnien czy to dobry pomysł, ale w końcu Udało się.
Kolejnego dnia, po szkole poszłam po kota. Dostałam jego małą wyprawkę i poszłam do domu.
Kotek będąc u koleżanki cały czas spał i był bez życia. Już myślałam że nic z niego nie będzie...
Ale ku mojemu zdziwieniu kotek szybko się zadomowił. Wieczorem bawił się piłeczką, obgryzał swój karton. A później zaczął mruczeć.
Kolejnego dnia poszłam z nim do weterynarza,  bo kotek nie chciał się załatwiać. Dała mu zastrzyki i kazała podać mu olej. Na następny dzień byliśmy na kontrolę, a później chodziliśmy z małym na szczepienia itp.


A więc przedstawiam wam Dizla. Dwu miesięczny (dokładnie dzisiaj tyle kończy (umownie)) szczyl. Kot o dwóch twarzach. Z jeden strony leniwy i spokojny, a z drugiej szalony psotnik. Bardzo lubi oglądać śmieszne koty na YouTube i atakować moje oczy. Już w drugi dzień, widać było że zaczyna się rozpieszczać.

Drugą noc zaczynał wchodzić do łóżka, a trzecią całą przespał obok mnie. Z dnia na dzień coraz bardziej się rozkręca. Bardzo szybko przyzwyczaił się do noszenia szelek, niemal od razu chodził w nich bez problemu. Ogólnie bardzo szybko się uczy. Jako dziki kotek wzięty z dworu już po dwóch dniach nauczył się korzystać z kuwety.

Większość czasu śpi, ale kiedy się obudzi zaczyna zwiedzać dom, bawić się, zazwyczaj aktywny staje się wieczorem.


Niestety pierwsze spotkanie Dizla z Daisy zakończyło się syczeniem. Codziennie są do siebie przyzwyczajane i z dnia na dzień widać poprawę.  Daisy zachowuje się bardzo dobrze, pomogła w tym nauka samokontroli. Z kolei Dizel syczy na nią i warczy, ale to pojawia się coraz rzadziej. Może w przyszłości miał jakieś złe  wspomnienia z psami...

A na koniec filmik, gdyby ktoś był ciekawy jak Dizel zachowuje się na co dzień. Zapraszam do obejrzenia.



2 października 2016

Szelki Wild Woof - recenzja


Na psich blogach nie spotkałam się z recenzją szelek od Wild Woof, więc czemu by takiej nie napisać? Szelki kupiłam na początku sierpnia i używane były prawie codziennie, więc mogę się o nich trochę wypowiedzieć.
Szelek norweskich szukałam dosyć długo i początkowo miały to być z Warsaw Dog. Miałam też dylemat czy wybrać zwykle norwegi czy Juliusy. W końcu trafiłam na stronkę Wild Woof i spodobały mi się ich produkty. Przeczytałam kilka recenzji ich obroży i padła decyzja. Od początku chciałam fioletowe, więc wybrałam fioletowo turkusowe. Kolory fajnie że sobą współgrały.
Na stronie jest duży wybór kolorów i rodzajów akcesorii. Na realizację zamówienia czeka się 7 dni i u nas rzeczywiście, dokładnie po tygodniu zawitała paczka. Szelki były bardzo ładnie zapakowane w papier, w kolorze przewodnim każdego produktu.  Do tego były dołączone dwie wizytówki firmowe.



Materiał :
Szelki są wykonane z wytrzymałych, grubych taśm nośnych, podszytych neoprenem. Nie brudzą się zbyt łatwo, ale łatwo czyszczą. Kiedy dolny pas jest cały z błota, wystarczyło, że pies chwilę popływał, a szelki spowrotem czyste. Do neoprenu przyczepia się sierść psa.




Kolor :
Intensywny nawet po zabawach w wodzie, praniu, tarzaniu w trawie, zabawie z innymi psami i tak dalej... Szelki nie wyblekły po dokładnych testach Daisy. Po wypraniu wyglądają niemal jak nowe.


Okucia :
Znakiem rozpoznawczym Wild Woof są okucia wykonane z brązu. Są wytrzymałe i dają fajny, niespotykany efekt. Nie rysują się. Tylko szkoda że kółeczko na rączce jest przyczepione w jednym miejscu, a nie "lata" swobodnie jak w przypadku większości norwegów.



Dodatki :
Klamra jest solidna i nigdy się nie odpieła. Jedynie jest trochę porysowana. Kolejnym znakiem rozpoznawczym są skórzane elementy. Wzmacniają szycie w niektórych miejscach. Po boku jest też skórzana "pętla" na adresówkę. Początkowo bałam się że oderwie się, kiedy Daisy będzie chodzić po krzakach, ale po dwóch miesiącach nic się nie zerwało.


Rozmiar :
Zamawiając warto patrzeć na wymiary i dokładnie zmierzyć psa, bo rozmiarówki są trochę błędne. Ja musiałam wziąć rozmiar XL, chociaż Daisy nie zalicza się do tej grupy. Ale szelki dobrze pasują.
Wyprzedzając troskliwych ludzi. Szelki nie wbijają się jej w pachy, bo ma je bardzo luźno zapięte ;)




Podsumowanie
Plusy :
- duży wybór kolorów
- mocne taśmy
- podszycie neoprenem
- łatwo się czyści
- elementy z brązu i skóry
- wytrzymałe okucia i klamra
- punkutalny czas dostawy
- estetycznie zapakowany produkt
- intensywne kolory
- nie wyblekają
- dobrze znoszą warunki atmosferyczne
- adresówka nie zerwała się
- dużo rozmiarów
- nie obcierają
- łatwo się zakłada

Minusy :
- kółeczko przymocowane do rączki



Jeśli ktoś nie widział Filmiku wakacyjnego to zapraszam, bo tam widać jak szelki były testowane.


A jak szelki wyglądały po testowaniu?




Szelki spisały się u nas bardzo dobrze i bez wątpienia polecam firmę Wild Woof. Gdybym miała kupić kolejną rzecz od nich, to bym się nie zastanawiała, ale teraz padło by na obróżkę :D
Pozdrawiamy N&D